piątek, 15 czerwca 2012

piętnaście minut po północy.

Dzisiejsza historia będzie o tym, że mam w domu superbohatera. 
Ale zacznijmy od początku... 

Jak pisałam poprzednią notatkę, to już na prawdę myślałam, że to koniec moich czerwcowych udręk. Jednak okazało się, że nie. Ostatnie dni mojego życia, to było odświeżanie mojej poczty z nadzieją, że promotor sprawdził już nadesłane przeze mnie wypocinki. No i sprawdzał. Ale za każdym razem, wyskakiwały jakieś błędy, zalecenia najróżniejszych poprawek i wszytskie rzeczy, których miałam już dość. Każdy ze swoich rozdziałów znałam już na pamięć, bo nie było dnia, żebym nie przeczytała każdego z nich kilka razy dopisując słowa, zmieniając kolejność wyrazów, przy okazji podróżując po słowniku antonimów i synonimów. Siedziałam dniami i nocami. Robiło mi się STRASZNIE przykro, jak widziałam, że D. już śpi, i przewraca się na sto pięćdziesiąty drugi bok, że robi się już jasno a ja cały czas poprawiam bibliografię, zmieniam akapity które same przeskakują i próbuję zmienić małe myślniki w duże myślniki, i wstawić wszystkie obce literki  jak "e" z przegłosem lub "u" umlaut i oczywiście z roztrzepania zapomnieć poprawić kilku, po to, żeby kolejnej nocy mieć więcej pracy. Kładłam się jak już zaczynało świtać. Kładłam się spać, a na 7:55 nastawiałam budzik, budziłam się i podrasowywałam, aby móc rano wysłać promotorowi poprawioną całość, żeby zdążył to przejrzeć do wieczora. Wieczorem wysyłał, zaznaczał kolejne poprawki - ihejabanana - i znów chyba mam dejavu, bo scenariusz wygląda tak samo. Kładę się jak świat śpi mocnym snem, a budzę się, gdy budzi się do życia O! KRO! PNOŚĆ! Przy tym cera mi się popsuła. Cała jestem jakaś taka szara-zielona no i przytyłam - i tu ukłony dla mojej ukochanej mamy która kupiła mi z 8 zestawów dziesięciopaków Twix-ów, Mars-ów i Snickers-ów i które pomagały mi przetrwać noc ♥.


Ale nie narzekam. Wiem bardzo dobrze, i nikt nie musi mi tego przypominać, że to wszystko na moje życzenie, że mogłam się tym zająć pół roku wcześniej i mieć teraz sprawę z głowy, blablabla, blablabla.
Dziś był dzień rozwiązania! Obudziłam się rano i poszłam 'po sąsiedzku' do ksera wydrukować dwa egzemplarze pracy. Zabrakło mi złotówki, ale mimo moich nalegań, że po południu zwrócę dług, miła pani z krzywo pomalowanymi oczami powiedziała, żebyśmy sobie to darowały, kazała nie otwierać pracy przez najbliższe pół godziny, żeby wszytsko się ładnie skleiło i życzyła powodzenia. Spod punktu ksero, nie chciało mi się już wracać pod bloku po rower, więc stwierdziłam, że na uczelnię dojdę piechotą. Na uczelni bardzo inensywnie spędziłam pół dnia. Dzielnie zbierałam ostatnie wpisy, biegałam między ksero a biblioteką wydziałową jeszcze kilka razy, prosiłam wszystkich o pomoc w uzupełnianiu najróżniejszych dokumentów ale fianalnie... -udało się! Uzyskałam wszystkie podpisy na każdej z wydrukowanych kartek, wszytsko oddałam do dziekanatu, gdzie pani Renatka, otwierając mini-książeczkę z moimi zdjęciami, zza biurka powiedziała- "wcale nie jest takie złe. W całej okazałości widać pani piękne włosy!", "co z tego, że paskudnie przebarwione" - pomysłałam, ale żeby ładnie przyjąć komplement tylko przytaknęłam. 


No i ulga! Oddałam! Zadowolona wracałam do domu, w między czasie pochwaliłam się mamie i Damianowi, dzwoniąc do nich, że już jestem na czysto. Po drodze zlał mnie deszcz. Oczywiście nie miałam roweru, więc podróż trwała dwa razy dłużej. Oczywiście vol.2 - nie miałam parasola a materiałowy kaptur przesiąkł w mgnieniu oka. Doszłam do domu, zaraz dołączyli do mnie Damian z Krzysiem i pysznie zjedliśmy obiad a zaraz potem chłopcy poszli załawiać jakieś biznesowe sprawy na mieście ; ). Ja się rozłożyłam na łóżku, zrobiłam herbatkę, otworzyłam linki z nowo znalezionymi przeze mnie skandynawskimi blogami i zrelaksowana zaczęłam wertować. Niestety sielanka nie mogła trwać dalej bo zaczęła mnie boleć głowa. Na początku tylko troszeczkę. 

(Od kilku miesięcy zdarza mi się to dość często. Początkowo myślałam, że to migrena *nigdy wcześniej nie miałam bólów głowy!*, wszystko co wyczytałam w internecie zgadzało się z moją diagnozą. Któregoś dnia kupiłam sobie polopirynę, która albo działa albo nie działała, ale po kilku godzinach z okładem na głowie bóle ustawały. Któregoś dnia, gdy poprosiłam Damiana żeby kupił coś przeciwbólowego, przyniósł mi IBUPROM ZATOKI, tłumacząc, że tylko to zdobył. Ból dziwnie szybko minął. Ostatnio jak byłam w domu, moja mama stwierdziła, że to muszą być powikłania po mojej ostatniej chorobie, które skupiły się nie na niczym innym, jak właśnie na zatokach. Rzeczywiście. Lekarstwa skierowane konkretnie na zatoki działają dużo szybciej niż te przeciwbólowe a cała ta sytuacja zaczęła się mniej-więcej w tym czasie.)

A więc wracając do tematu... dziś, moją codzienną prasówkę przerwał właśnie taki ból głowy. Z minuty na minutę się nasilał, a ja myślałam, że zaraz zejdę z tego świata. Nakleiłam plaster chłodzący na czoło i wzięłam ta nieszczęsną Polopirynę. Powyłączałam wszystkie telewizory i komputery. Wszystko co emituje jakikolwiek dźwięk i czekałam, aż polopiryna zacznie działać. A tu nic.. było coraz gorzej. Z bólu zaczęłam płakać i zastanawiać się nad tym co by to było, jakbym miała małe dziecko i musiałabym się nim w tym momencie zajmować. NO NIE DA SIĘ. Albo jakbym była na wycieczce życia? Ten ból jest tak nieprzewidywalny i intensywny, że kompletnie zaburza codzienne obowiązki i nie da się z nim funkcjonować. Płakałam z bólu i z bezradności. Mijała godzina. Zadzwoniłam do Damiana, żeby wracał, że głowa mnie okropnie boli i żeby kupił mi odpowiednie lekarstwo, bo w naszej apteczce nie ma niczego co mogłoby mi pomóc. Po chwili Damian zadzwonił, żebym postawiła wodę, bo on zaraz będzie i ma Theraflu. Był za kilka minut z całym dużym opakowaniem lekarstwa i z masłem do ciała w prezencie na poprawę humoru, ale pod warunkiem, że jak najszybciej pójdę do lekarza skonsultować moje objawy (powiedział to bardzo surowo i stanowczo!). Piłam gorzkie lekarstwo a kolejne warstwy masełka wcierałam w ręce i brzuch, ciesząc się jak małe dziecko z prezentu. Ból powoli ustawał a ja cieszyłam się z tego, że mam takiego dobrego chłopca, aż w końcu z nadmiaru wrażeń usnęłam.








Tak, wiem. Przejmujące. 

8 komentarzy:

  1. Oja! Biedactwo :* Koniecznie do lekarza i gratulacje zakończenia zmagań z pisaniem pracy ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale słodko *.*
    Wszystko będzie OK, wybierz się tylko do lekarza, lepiej wcześniej, bo potem może być za późno JAKBY COŚ.
    Po raz n-ty powtarzam, że kocham Twojego bloga <3
    P.S. Gdzie znaleźć takiego chłopca? ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. ja mam od kilku lat straszne migreny;/ polecam SOLPADEINE :))jedyne co na mnie działa. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. wiem coś o takich bólach głowy... moje zwykle trwały całą noc :(
    I nie "przejmujące" tylko fajnie, że masz takie wsparcie :) Mój P. zwykle siedzi ze mną całą noc i robi herbatę za herbatą, przynosi okłady i próbuje uśpić...
    Idź koniecznie do lekarza! I na takie bóle albo Ibuprom Zatoki, albo coś mocniejszego na receptę (ja mam od mamy do rozpuszczania środek, który działa w ciągu 15 minut) - bo inaczej będziesz się niepotrzebnie męczyła...
    Buziaki, mam nadzieję, że to tylko było z przemęczenia i już nigdy więcej nie będziesz musiała tego przeżywać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeżeli to migrena, to polecam dr Dziubińską/Dziubecką, przyjmuje na ul. Niecałej. Bardzo miła i pomocna kobieta. Wystarczy skierowanie od lekarza ogólnego. I kolejki nie są długie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ostatnio czytałam historię koleżanki z forum koralikowego, że ma alergię krzyżową. Tzn jak jadła czekoladę i ser żółty w określone dni cyklu menstruacyjnego i jeszcze aura pogodowa była niekorzystna ze względu na niskie ciśnienie to ją takie migrenowe bóle atakowały. Wiem że ta krzyżówka jedzeniowa jest całkiem zabawna:) No ale to też może być trop. Jedno jest pewne, że lekarza nie da się uniknąć. a na bóle mistrzem jest ketonal....Trzymaj się Mars!:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Marsiku wiesz od kiedy ja Cię śledzę? Od artykułu bodajże w Glamour.. Który rok.. nie mam pojęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś na formspiringu odpowiedziałaś, że masz też inne albumy scrapbookingowe. Mogłabyś wrzucić tu zdjęcia tego z Twoim chłopkiem, bo niedługo zbliża nam się okrągła rocznica i chętnie bym coś podpatrzyła :)

    Z góry bardzo dziękuje i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń