czwartek, 19 września 2013

.

Dopiero dziś zdałam sobie sprawę, że każdy nowy kalendarz to nowy etap w życiu. A kalendarze ja- zaczynam nie w styczniu a w roku szkolnym/akademickim. Wakacje to koniec roku poprzedniego. Dopiero teraz zdałam sobię sprawę, dlaczego nie wychodziły mi nigdy te postanowienia noworoczne. Przecież to bez sensu tak w środku roku postanawiać się zmieniać. Mnóstwo spraw już jest pootwieranych i nie możesz już zachować się inaczej, zmienić. Wakacje zazwyczaj są takim czasem postanowień. POstanowień "na te właśnie wakacje" albo "na cały rok" aż do następnych wakacji. W każde wakacje dużo czytam, co wakacje o coś dbam (haha!) w tym roku o rzęsy i paznokcie. Przez całe wakacje pomalowałam rzęsy tylko kilka razy. Za to codzień rano smarowałam je dokładnie olejkiem rycynowym a na noc nakładałam moją podobno podróbkę FEGa, która i tak działa. W wakacje panował świeży jak mięta z ogródka frencz na moich paznokciach, który na bierząco poprawiałam. W inne wakacje skupiałam się na stopach/włosach/ ite de. Śmieszne, ale tak właśnie w wakacje się u mnie dzieje. Wiele postanowień zradza się w mojej głowie nagle, lub pod wpływem, kogoś, czegoś. Okoliczności. Któregoś dnia postanowiłam być bardziej odpowiedzialna. Nie chwaląc się, wiem, że zawsze mam dobre chęci i w tym jestem szczera. Chcę coś przynieść, zrobić, pomóc, do wszytskiego się zgłaszam. Jestem szczerą osobą, ale po prostu zapominam. Zapominam bo jestem roztrzepańcem takim, jakich mało na tym świecie. Więc postanowiłam któregoś dnia być bardziej odpowiedzialna. I trochę wpadłam z tym. Postanowiłam być perfekcjonistką. Począwszy od tego frencza na moich paznokciach, starałam się, żeby wszytsko doprowadzać do stanu idealnego. Jak zapraszałam koleżanki, chciałam, żeby siedziały w konkretnych miejscach, patrzyły na konkretne ściany, jadły takie i takie oliwki podane na takim i takim półmiseczku, a wino miało taką i taką etykietę, żeby i było najlepiej. Chciałam, żeby było idealnie i perfekcyjnie. Zatraciłam trochę swoją swobodę, ale cieszyłam się ze jestem "bardziej". Bardziej konkretna chyba. Stałam się tego ofiarą w te wakacje jak przyjmowałam gości w Busku. W pewnym momencie. W najbardziej gorączkowym momencie poszłam do łazienki i zalałam się nagłymi łzami, napisałam do Basi rozpaczliwą wiadomość. Kolejna, która mi się niechcący przez trzęsące ręce usunęła, zawierała w kilkuset literach właśnie to wytłumaczenie do którego dążę. Ale zaraz wszystko po kolei tu opiszę. Ponieważ postanowiłam być obowiązkowa i odpowiedzialna, postanowiłam, że moich gości przyjmę wręcz idealnie. Będą spali w pięknych pościelach, będzie im przyjemnie pachniało, będą mieli miłe wspomnienia, nigdy nie będą głodni, przy tym nie zawiodę rodziców, będę podlewała wszytskie kwiatki, każdy będzie miał miękką poduchę pod szyją w nocy, mięciutki ręcznik pod prysznicem, swoją szklankę, swój talerz, w zlewie nie będzie przybywało nowych naczyć, na bierząco będę segregowała śmieci i wynosiła kompost, każdemu bedzie miło, nikomu nie będzie niewygodnie i nikt nie będzie czuł się odrzucony, czy cokolwiek podobnego. Wszyscy siedzieli już przy stole, smolili nielegalne substancje, pili kolejne piwka, na pełnym chill-ouciku siedzieli przy stole. A ja w miedzy czasie jak smarowałam masłem miskę Neski, żeby chciała zjeść jej zawartość (satry trick mamy) , robiłam wegetariańskie szaszłyki na zmianę z mięsnymi zmieniając nóż i deskę, szukałam przepisu na kabaczki z mozarellą, otwierałam piwo, karmiłam rybki,
chodziłam w te i spowrotem sprawdzając czy furtka jest zamknięta, panikowałam, że nie każdy ma gdzie siedzieć. Biegałam po strychu, montowałam krzesła  i łóżka dla wciąż przybywających z "niewiadomokąd" gości. I w głowie świdrowała myśl "żebykażdybyłzadowolnyżebyniktniebyłzapomnianybla-bla-bla-bla-bla-bla-żebykażdyżebywszytsko" Ja już sama do końca nie wiedziałam co wyprawiam ale chodziłam jak zegareczek, widziałam tylko że ludzie mówią coś do siebie, jak tak latam w głowie myślalam "zrób wszystko jak najlepiej" ale czułam, że wszyscy przewracją oczami na mój widok. Myślałam: Pewnie robie wszytsko zbyt nerwowo. Powtarzałam "chillchillchill", mówiłam do wszytskich "zarazzarazzaraz" i zapisywałam sobie w myśli to o co poprosiła mnie konkretna osoba, żeby zaraz to zrobić o niczym nie zapomnieć. Taki kołowrotek. I wtedy weszłam do kibelka i się rozpłakałam. FUCK! Popierdzieliło mnie na całego!Napłynęły na mnie okropne mysli, nikt Cie tu nie potrzebuje, lepiej by się wszyscy bawili bez ciebie latasz jak idiotka. Zalałam się łzami siedząć na umywalce napisałam do Basi esemesa. Moja najukońsza na świecie przyjaciółka, odpisała, że zwariowałam, że wszyscy mają dość mojego biegania i o prostu chcą żebym siadła na dupie! Wytarłam oczy, stanęłam w drzwiach między kuchnią a tarasem gdzie byli wszyscy i  na której to trasie ja cały czas kursowałam i powiedziałam doniosłym głosem "DOBRA! ALBO BĘDZIECIE MIELI TE KABACZKI Z MOZARELLĄ, ALBO SIADAM Z WAMI I MAM JUŻ WSZYTSKO W DUPIE". W tym momencie dosłownie chór kilkunastu głów odpowiedział jednogłowśnie "SIADASZ!!!!". Wtedy to dopiero chciało mi się płakać. ;-) . Ale jesteś idiotką, ale jesteś idiotką. Powtarzałam sobie w głowie. Potem oczywiście wszyscy mówili, że wszytsko jest pyszne, jak się zrobiło ciemno i rozstawiłam w mgnieniu oka latarenki na stole usłyszałam że jestem perfekcyjna no to, to wszytsko tak podłechtalo moją próżność,
że aż napiłam się wódki,której postanowiłam tego dnia nie tykać. (a czemu? żeby czasem się dobrze nie bawić, tylko wszytsko mieć pod konrolą). To ten mój kompleks tego roztrzepania, nad którym zapragnęłam zapanować,zapanował nade mną. Postanowienie i upór zapanowało. Przestałam być sobą zaczęłam być maszynką. Dlatego wiem, że postanowienia są trochę do dupy. Siebie nie zmienisz. A jak zmienisz to nie zawsze zgrasz to z sobą i będą takie właśnie zgrzyty. Owszem roztrzepanie jest wadą, ale zaletą jest spotaniczność,którą zawsze miałam a o której trochę zapomniałam. A  więc właśnie zanim siadłam do notatki wzięłam swój nowy fioletowy fluo zakreślacz i napisałam w nowym kalendarzu postanowienia.

*BYĆ BARDZIEJ WYLUZOWANĄ. Nie bądź spiętą pipką, kurde! Mniej się wszytskim stresuj bo inaczej doprowadzisz do takich beznadziejnych okoliczności.
Nawet podczas pracy w Lulu jak robiłam pierwszą kawę to wyszła do dupy bo myślałam, żeby wszytsko było okej, żeby nikt długo nie czekał... Jak przy następnej wyczilowałam,
spokojnie wszytsko pooodmierzałam, miałam w dupie czy ktoś czeka czy nie, coś w między czasie z kimś żartowałam, to zrobiłam kawę, do której chyba nikt nie mógł nic zarzucić.
Jak człowiek jest spięty wygląda jak ogórek zamknięty w słoiku, jak słoń w gorsecie. No proszę Cię!
 Luz. Luz. Luz.
 Luz to jest to, czego mi okropie brakuje.
Luz to jest to, czego jak brakuje, to ludzie mają depresję, przejmują się wszytskim i tracą piękne chwile zamieniając je w koszmar.
A więc hasło numer jeden: "WRZUĆ NA LUZ KOBIETO!"

*DBAĆ O PRZYJACIÓŁ. Pamiętać o nich. Często mam tak, że rozmawiając z kimś, chce podzielić się wszytskim i za dużo mówię.
Wychodzę na osobę, której nie interesują czyjeś sprawy.
Tak nie jest, tylko ja po prostu chce usłyszeć, co ta bliska mi osoba sądzi o moich sprawach. NO I CO W ZWIĄZKU Z TYM?
HASŁO NUMER DWA: Traktuj swojego rozmówcę, swojego przyjaciela,
tak jak sama chciałabyś być traktowana. To TY GO SŁUCHAJ, bo on chce usłyszeć co o czymś sądzisz. Nie mów o sobie. Na to przyjdzie czas.
Posłuchaj, znajdż porównanie do tej historii nie tylko w swoim życiu bo znów zabrniesz w swoje. Wysłuchaj.
Jak będziesz słuchała, ktoś opowie CI rzeczy, których nawet nie planował powiedzieć.
A jak zagadasz go na śmierć to nawet nie zdąży powiedzieć tego co zamierzał. Czy to nie największa strata jaka może Cie spotać? Czyjeś zaufanie, tajemnica, słowa? ;-)
Ile razy ja sama chciałam coś powiedzieć, miałam coś na wątrobie i zamierzałam dobrnąć do tego w takcie spotania, ale dlatego, że ktoś postanowił opowiedzieć o wszyskim
co ważne i mniej ważne, ja machnęłam ręką na swój problem który w tym momencie był dla mnie kluczowy.
Ja czułam się zawiedziona ale za to wiedziałam w którym miejscu jest przystnek na którym czeka koleżanka na autobus jak jedzie na zakupy do biedronki i jaką czapkę jej tat zakłada na niedzielny spacer.
Przykro Ci w takich sytuacjach, a sama robisz takie rzeczy. Często! O MATKO JAK CZĘSTO ROBISZ TAKIE RZECZY, GŁUPIA! HASŁO NUMER TRZY: NIE POPEŁNIAJ BŁĘDÓW, KTÓRE ZAUWAŻASZ U INNYCH.
Wysłuchaj. Przed spotkaniem starałaś się, żeby kolczyk na lewym uchu pasował do wisiorka na szyi bo lubisz jak wszytsko ładnie się prezentuje
robiąc takie rzeczy, chcesz, chciałabyś żeby ktoś to zauważył. Zauważ, bo może osoba,
z którą rozmawiasz też dopasowała dżinsy do nowej koszuli. WIdzisz to przecież, ale nie mówiz o tym, bo przecież wiesz o tym, że to Twoja bliska kumpela.
Przecież wiesz ma świetn styl. Przecież zawsze go miała.Więc po co o tym mówić?
ALE POWIEDZ JEJOTYM!  Co z tego, że o Ty o tym wiesz. Sama chciałabyś coś takiego usłyszeć, prawda?
Może ktoś tak myśli ale nawet nie powie bo myśli, że to oczywiste?

Opróćz tego klasyki czyli: Zacznij ćwiczenia z Chodakowską, biegaj, tańcz przed lustrem, jedz zdrowo, dbaj o ciało, używaj naturalych kosmetyków,
 rób raz w tygodniu maseczki, nie noś obdartych paznokci.
Nie pij dużo alkoholu  towazystwie, w towarzystwie pij dla towarzystwa.
Upijaj się z koleżankami w czterech ścianch domu w dżych swatrach i kocach bez makijażu.
Wyglądaz obleśnie jak Twoje oczy świdrują i masz czerwony nos i wychodzisz na idiotkę jak nie potarfisz sklecić poprawnego zdania i pójść po linii prostej.
W domu można to wybaczyć, a przecież nie nawidzisz jak mijasz na ulicy dziewczynę która jak wychodziła z domu pewnie wyglądała jak Audrey Hepburn a teraz nie potrafi złapać pionu.
Używaj łdnego słownictwa. Utrzymuj porządek w szafie z ubraniami a przede wszystkim wrzuć na luz.

Uff. ale się "uwyzewnętrzniałam".