niedziela, 29 maja 2011

intensywna nauka do sesji letniej 2011 rozpoczęta.


pierwszy egzamin - środa. Sztuka Nowożytna Polska
PS. Rozwiązała się sprawa praktyk. Wszystkie będziemy przez 3 tygodnie w Gdańsku - Oliwie. łuhu ! : )

u are my morning star

środa, 25 maja 2011

skrót informacji MALMO 2011.




WEEKEND W SKANDYNAWII

Dzień przed wylotem-Obudziliśmy się skoro świt i spakowani, zostaliśmy
zawiezieni przez K. na dworzec PKP w Lublinie i bezproblemowo wsiedliśmy do pociągu do Gdańska. Prawie całą drogę przespaliśmy, żeby potem w Gdyni, gdzie nocowaliśmy zjeść obiad u mojej cioci, i pójść na spektakl GREASE w teatrze muzycznym, gdzie w obsadzie znajdowało się nazwisko mojego brata ciotecznego i jego ślicznej dziewczyny ( uczą się w studium wokalno-aktorskim w przy w/w teatrze : )) Było naprawdę super. Damian przekonał się do musicali, a ja przez cały wyjazd nuciłam piosenki, które usłyszałam na scenie.


Dzień pierwszy -Dzień wylotu-
Z rana, nic ciekawego - Jeremiasz zrobił nam śniadanko, sam pognał na uczelnie, a my z
bagażami pobiegliśmy na eskaemkę do Gdańska. Tam czekali już na nas pozostali
weekendowicze - moja Basia z jej mężczyzną i jej koleżanka ze studiów -Kropka, również ze swoim chłopakiem. Dłuższą chwilę zajęło nam przemieszczenie się na lotnisko, gdzie już p
o wszystkich formalnościach czekał na nas piękny różowy samolot, z pięknymi na różowo ubranymi stewardessami w środku. Gdy już zapinałam pasy byłam bardzo podekscytowana, ponieważ była to moja pierwsza podróż samolotem, czy jakimkolwiek innym latającym środkiem transportu. Po niecałej godzinie wylądowaliśmy. Na lotnisku było przedziwnie cicho, kompletnie co innego niż u nas, wyszliśmy na świeże powietrze, i moim oczom ukazał się, czysty zielony świat, z bilbordami ze szwedzkimi literkami i setki ludzi świetnie ubranych i cichutko przemieszczających się. Lotnisko, znajdowało się 30-40 km od samego Malmo. Postanowiliśmy więc, zorientować się w transporcie. No i się zorientowaliśy, usłyszeliśmy też kwotę 100 koron, czyli po około 50 zł, od głowy, za autobus. Chwilę zastanowiliśmy się, i postanowiliśmy znaleźć inny sposób. Podchodziliśmy do ludzi wsiadających do samochodów i pytaliśmy się, czy jadą w tą stronę co my i czy mają wolne miejsca. Kropka z Przemkiem od razu znaleźli transport i odjechali. My dalej czekaliśmy na okazję;-) Oj.. dobre pół godziny zajęło nam bieganie z pustymi żołądkami i pełnymi torbami po parkingu, w końcu spytaliśmy się, jakiejś arabskiej rodziny, czy nas podwiozą . (Mieli duże auto, więc widzieliśmy możliwość, że się zmieści cała nasza czwórka) NO I SIĘ ZGODZILI. Okazali się być bardzo miłymi ludzmi. Spytali się gdzie mają nas podwieźć, żebyśmy powiedzieli, gdzie nam pasuje. Powiedzieliśmy, że najlepiej w centrum, w jakmiś zabytkowym, albo popularnym miejscu, ponieważ miasta niestety nie znamy, a musimy się jeszcze odnaleźć ze znajomymi. No i dowieźli nas, wypuścili i pieniędzy, które im oferowaliśmy za drogę, nie chcieli. Powiedzieli, że to już samo centrum i że życzą nam miłego pobytu. Nie powiem .. byłam dość rozczarowana, miasteczko wyglądało na małe, i wcale nie olśniewało urokiem. Pełno było budek z chińskim żarciem i kebabami, wszędzie pełno najróżniejszych obcokrajowców. Nie tak to sobie wyobrażałam (Gdzie, blondyni i blondynki w marynarskich koszulkach i śliczne ciastkarnie i klimatyczne nadmorskie sklepy z rybami?!). Skontaktowaliśmy się z Kropką i Przemkiem, oni byli już na ulicy u naszych hostów (ludzi u których mieliśmy nocować, znalezionych na portalu (www.couchsurfing.com). Pojechaliśmy tam. I zanim zapukaliśmy do ich drzwi, skoczyliśmy do supermarketu, żeby kupić coś na kolacyjkę. Nie potrafiłam wyjść z tego sklepu. Basia miała to samo! Zwykły super market, ale wszytsko w nim było takie śliczne ! haha! (Jeśli chodzi o ceny, to w takim spożywczaku mniej-więcej wszystko kosztuje dwa razy więcej niż u nas). Kupiliśmy bagietki, Creme Fraiche i słonecznika w doniczce dla hostów w podziękowaniu za gościnę.
W końcu weszliśmy i poznaliśmy Thomasa i Ellen. Okazali się być niesamowicie mili i teraz jestem im bardzo wdzięczna za to jak pokazali nam wszystko i we wszytskim pomogli! Po zjedzeniu kolacji zabrali nas na spacer, pokazując okolice. Miasto okazało się być cudowne. Uliczki, kanały prowadzące do morza, samo morze, śliczne budyneczki i wystawy sklepów. Weszliśmy do jednej z knajpek. Całą drogę namawialiśmy Thomasa, żebyśmy wstąpili, ponieważ chcieliśmy po całej drodze, zrelaksować się przy szwedzkim piwku. No i szwedzkie piwko było, gorzej tylko z relaksem, ponieważ piwo kosztowało 60 koron ! Czyli 30 złotych. To było chyba najpyszniejsze piwo w naszym życiu ! haha! Było już jednak ciemno, my byliśmy coraz bardziej zmęczeni i robiło się zimno, więc po dłuuugim spacerze, wróciliśmy do mieszkania po to, żeby na drugi dzień, w pełnym słońcu odkrywać Malmo !

(Ps. Oczywiście, ktoś spytał się Ellen i Thomasa o to centrum, do którego zawieźli nas ci irakijczycy - to jest centrum miasta- owszem, ale to właśnie ich centrum - centrum migrujących tu arabów, haha!)

Dzień drugi
Obudziliśmy się tak sobie wyspani, to znaczy ja z Damianem, ponieważ my spaliśmy na ziemi. (Było nas sześcioro w pokoju, trzy pary- a do spania był dwuosobowy materac, nierozkładana kanapa oraz karimaty i koce
- na ziemi, codziennie każda para spała gdzie indziej, my na materacu spaliśmy dopiero ostatniego dnia!) Może niewyspani, ale pełni energii. Ellen i Thomasa w mieszkaniu nie było, zostawili nam tylko karteczkę w kuchni - "You don't have to lock the door. I will be back soon. Theres homemade bagels, Juice and yoghur ("fil"). -ELLEN " Od razu uprzedzę pytania -bajgle były nieziemskie ! A co do niezamykania drzwi - tak jak napisali- nie zamknęliśmy. Trochę się baliśmy o wyposażenie ich domu (Thomas był jakimś programistą i w pokoju na biurku miał kilka komputerów - wyglądało to jak biuro dowodzenia!) ale zaufaliśmy, że nic się nie stanie. W supermarkecie kupiliśmy sobie osiemnastopak mini-piwek, 2%-owych,
(które już nie były tak drogie) i ruszyliśmy w drogę.
Szliśmy śladami dnia poprzedniego. Weszliśmy do cudownej kawiarni, którą polecali nam hości. Kawa z tej sieci kwiarni (Lillakaffe), jest podobno najlepszą kawą w Szwecji. Muszę przyznać, że ja się rozpływałam. Potem ruszlismy w dalszą drogę. Konna Policja, Sklepy z gadżetami z "Dzieci z Bullerbyn', "Emila ze Smarlandii" i "Pipi Langstrumpf", sklepiki z wyposażeniem domu i sklepy muzyczne ze starymi winylami. Wszytsko w takim niesamowitym uroku. Potem siedliśmy w centrum miasta, na jakimś skwerku, nieopodal jakiegoś zalewiku, żeby napić się piwka. Było bardzo ciepło, wiele więc osób opalało się, biegało z psami i robiło pikniki z kraciastymi kocykami i kieliszkami białego wina w ręce. A po skwerku biegały kaczki.;-))

Potem poszliśmy nad morze. Jako-takiej plaży nie było. Był kamienisty brzeg na którym postanowiliśmy przysiąść. Z brzegu widać było Kopenhagę,
którą mieliśmy zwiedzić dnia następnego. Zbliżał się wieczór, a my robiliśmy się głodni. Zaczęliśmy więc myśleć o tym coby tu zjeść. Czy kupić coś w supermarkiecie? Pójść do MCDonalda? Znaleźć tanią Pizzę? Postanowiliśmy szukać. Wszytsko strasznie drogie, albo tanie ale mało. I znaleźliśmy coś fantastycznego! - Szczęśliwe godziny i Szwedzki stół w uroczej restauracji. Kupujesz drinka za 30 zł, i bierzesz co chcesz , do woli nakładasz wszystko co chcesz na talerz. To była uczta! W międzyczasie tak zgłodnieliśmy, że wykorzystaliśmy tą promocję stu procentowo! Potem ciężko nam się było podnieść więc siedzieliśmy przy stoliku przed restauracją owinięci kocykami i czekaliśmy, aż wszytsko się poukłada w brzuszkach. Jak wróciliśmy
do mieszkania, zaproponowaliśmy Thomasowi i Ellen grę w MONOPOLY ( Thomas był maniakiem gier, i miał całą przeszkloną półkę, pełną planszówek).

Chwilę graliśmy i ustaliliśmy, że następnego dnia jedziemy do Kopenhagi, która jest szybką kolej
ką i mostem - pół godziny drogi od Malmo.

SZOK DNIA- Utylizacja śmieci. Na każdej puszce jest znaczek - jedna korona. A w każdym
supermarkiecie jest maszyna do której można wrzucić puszki i która wyrzuca Ci pieniązki. Jedna korona za jedną puszkę. I to samo z plastikowymi butelkami. Coś fantastycznego. Wszyscy ludzie w domach segregują śmieci, bo im się to po prostu opłaca - do supermarketu przyjeżdza człowiek, z pełnym workiem puszek, wszytsko, po kolei wrzuca do maszyny i dostaje za to pieniążki. I to nie małe ;-) Wszytsko idealnie zorganizowane! Thomas i Ellen też segregowali śmieci. Wszystko pięknie ładnie przed wyrzuceniem kartony, puszki i opakowania po jogurtach myją normalnie jak naczynia, wrzucają do odpowiedniego kosza. Sama nie raz zastanawiałam się, co do jakiego pojemnika wrzucić. Byłam zachwycona tą dyscypliną!

Dzień trzeci-
Pojechaliśmy do Kopenhagi. To miasto łączyło w sobie wszytsko gwar wielkiej stolicy i urok skandynawii i nadmorskiego miasteczka. Kolorowe kamieniczki, roześmiani ludzie siedzący na molo, pijący piwo i jedzący pizze.

Łódki i żaglowce przycumowane do brzegu. Grajkowie i panowie rozdający prosto z ręki krewetki i białe wino. *yummy* . Szum, gwar, giełda staroci, mobilna naleśnikarnia, marsz wyzwolenia konopii , lody ben&jerry i piękne pieniążki z dziurką! Nie da się tego wszytskiego opisać . Trzeba to poprostu zobaczyć.
Ja się zakochałam w tym mieście! Ten świat jest tak blisko nas, a jest tak odległy i inny! W Kopenhadze spędziliśmy cały dzień, po poworcie do Malmo, wiedząc, że na drugi dzień jedziemy już do domu, weszliśmy do marketu po zakupy. Chciałam przywieźć jak najwięcej do Polski - przywiozłam ziołową szwedzką herbatę w pięknym opakowaniu, mentolowe szwedzkie cukierki z łódką, pudełko pełne żelek na wagę, czekolada do wypieków i mini-foremki na muffiny ( i tak żałuję, że wzięłam za mało) !

Dzień wyjazdu-
Po tym jak zostaliśmy poczęstowani domowo robionymi bajglami, chciałyśmy z dziewczynami koniecznie zdobyć na nie przepis. Ellen obiecała nam, że ostatniego dnia upieczemy je razem na sniadanie. Dzień wcześniej wieczorem przygotowali z Thomasem ciasto, i tak oto, w dzień wyjazdu lepiliśmy bajgle , które później zjedliśmy na słodko ( z nutellą), naturalnie z białym serkiem i na słono z pastą kawiorową. Było strasznie smacznie. A Ellen wysłała nam wiadomość z przepisem na CouchSurfingu.

No i niestety potem już było tylko pakowanie się, wyjazd na lotnisko, odlot i wsiadanie do pociągu w Gdańsku, gdzie również nieodyło się bez niespodzianek. ( jechaliśmy w pociągu pełnym kibiców Wisły Kraków, wracających z meczu Wisła Kraków- Lechia Gdańsk. Początkowo mięliśmy niemałego cykora, później jednak, zagadaliśmy do chłopaków, i śmiejąc się i żartując , spedziliśmy całą drogę z bandą pijanych, żądnych krwi kibiców:) )

to by było na tyle. Muszę zrobić obiad i wracać do naukowej rzeczywistości. :*

wtorek, 24 maja 2011

24-05-2011


No to ruszyła nowa odsłona bloga. haha ! Coś nowego. Może częściej będę wrzucała notki z tego wszystkiego.
Jak ja mało ostatnio piszę! W między czasie miał być koniec świata, zaczynałam piętnaście razy pisać notatkę ze sprawozdaniem wycieczki *obiecuję, że jeszcze to zrobię*, przeżyłam kilka załamań nerwowych związanych ze zbliżającą się sesją, a co najważniejsze.. zrobiło się w końcu ciepło. Ba ! Upalnie. W szorcikach i koszulce na ramiączkach ledwo wytrzymuje. Jak narazie kocham ten stan!

Robiłam dziś porządek w pudełku z bielizną. Jak patrzyłam, jak piękna jest moja bielizna, nie potrafiłam nie zrobić zdjęć! Opórcz tego u góry jest koszulka którą dziś poprzerabiałam i lody śmietankowe z truskawkami, które kupił mi D.

-A teraz czas na mnie, wracam do nauki!