piątek, 29 kwietnia 2011

tegoroczna wielkanoc.



Wielkanoc w tym roku była trochę inna niż zwykle. Po pierwsze nie było z nami Babci Lucynki. Po drugie przyjechał do nas po raz pierwszy William. Mój kuzyn z Francji. (którego znałam tylko dzięki facebook'owi;) )

Wszystko więc było troszkę inaczej. Było mniej tradycyjnie, ale to nie znaczy że było gorzej. William, mówi tylko po francusku i po angielsku, dlatego, każdego poranka, zanim wyszłam z pokoju, stresowałam się tym, że będę musiała mówić po angielsku. Niestety, moja znajomość z angielskim, ogranicza się do tekstów ulubionych piosenek, i dialogów z filmów, przez co codziennie musiałam się wstydzić i tłumaczyć. (Całe szczęście, że Basia studiuje romanistykę i uratowała moją sytuację ;d).
Codziennie wieczorem spędzaliśmy bardzo miło czas. William poznał się z D. i z Basią. Dowiedzieliśmy się, że wino, prosto z butelki we Francji piją tylko kloszarci, a kieliszek z winem trzeba trzymać za szyjkę , żeby nie ogrzewać trunku .
Bardzo polubiłam 'nowego' kuzyna, mimo, że mało co się odzywałam i zostałam okrzyknięta najbardziej wstydliwym człowiekiem na świecie. Mam nadzieję, że będziemy mięli sposobność jeszcze kiedyś się spotkać.




indiańskie










xx


czwartek, 28 kwietnia 2011

środa, 20 kwietnia 2011

prezent od d. na dzień dobry. ;*







lodowe pralinki

zjadłam cztery truskawkowe i trzy czekoladowe. Teraz idę pod prysznic, zrobię sobię tosta i biegnę sprawdzić jak się ma dostawa ciuchów naprzeciwko politechniki.

sobota, 16 kwietnia 2011

16042011










Od przyszlej środy mam wolne. Aż do pietnastego maja. W międzyczasie lecimy do Malmo i w międzyczasie mam zamiar zdać prawo jazdy . Praktycznie miesiąc wolnego. A po poworcie kolokwia, zaliczenia i do końca maja mamy mieć, ze wszytskiego oceny.

Wczoraj założyłam zeszyt-książkę kucharską z przepisami. Kiedyś będzie dostępna w kięgarniach. Obiecuję!

-klik-

sobota, 9 kwietnia 2011

drożdżówki.

Powiedziałam sobie - jeżeli wyjdą mi te drożdżówki, to zostanie mi tylko chleb do zrobienia - i kuchnia nie ma przede mną tajemnic ! No i wyszły! Trochę się przypiekły od spodu, ale to juz moja wina. Wrzucam zdjęcia i przepis. Bułeczek wyszło 12, wielkości jak przeciętne drożdżówki w piekarni. Będę robiła je częściej - to na pewno! Bułeczek było 12, a na zdjęciu jest już znacznie mniej. Jak wyjełam je z piekarnika i przyniosłam na półmisku do pokoju. To D. z Krzysiem, który nas akurat odwiedził, i ja, zdjedliśmy od razu po dwie do kawy, poczęstowałam współlokatora, który zjadł , popijając mleczkiem. Ale pychota !





DROŻDŻÓWKI

0,5 kilograma mąki (troszkę więcej można sypnąć)
1/4 opakowania drożdży (ok 3 dag)
szklanka mleka
1/4 szklanki oleju
0,5 szklanki cukru
szczypta soli
pół opakowania cukru wanilinowego
1 jajko ( żółtko, do ciasta, białko - na później do posmarowania)

Drożdże rozrobić (tak żeby miało konsystencję śmietany)
z łyżeczką cukru i łyżką mąki i niewielką ilością mleka (ciepłego)
wszystko wymieszać w wysokiej szklance, i odłożyć do wyrośnięcia..
(ja stosuję swój sprawdzony sposób odkładania do wyrośnięcia na klapę otwartego rozgrzanego piekarnika). Rozczyn powinien zwiększyć (w czasie 10-15 minut) swoją
objętość do czterech razy.

Wszystkie składniki wraz z rozczynem wyrobić dokładnie i dość długo
na gładkie ciasto w jakiejś miedniczce.
(podobno dobrze jest mikserem *nie blenderem!*, ja robiłam to rękoma,
trochę się kleiło, dlatego podsypywałam mąką. Jakoś wyszło : ))
Zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, aż podwoi objętość
( ok 40 minut chyba, ale ja robiłam to na oko ;) )
Wyłożyć na stolnicę posypaną mąką, zagnieść krótko i formować drożdżówki.

Ja wycinałam w cieście (ciasto grubości ok. 1 cm, może 0,8 cm :))
dwa kółka od filiżanki ( z dość dużą średnicą ),
jedno kółko smarowałam dżemem po środku
(albo budyniem - połowę zrobiłam takich połowę takich)
w drugim kółku robiłam dziurkę kieliszkiem i nakładałam je na pierwsze (nadążasz?)
No takich wyszło 12. 6 z dżemem, 6 z budyniem waniliowym.
Ułożyłam równo na blaszce, pędzelkiem rozmazałam po bokach i powierzchni białko, a na to rozkruszyłam kruszonkę
(duża łyżka cukru, duża łyżka mąki plus centymetrowy plasterek masła,
wszystko rozetrzeć łyżką w kubeczku, a potem rozkruszać palcami
nad bułeczkami)

Zanim włożysz bułki do piekarnika , odczekaj aż jeszcze troszkę podrosną ( z 10 minut).
Włóż do piekarnika i w temperaturze 220st. na grzanie od góry i dołu, piec ok. 15 minut.
Ja robiłam to na oko, patrząc czy już się rumienią.

SMACZNEGO.
*w razie pytań, proszę pytać w komentarzach! : D

piątek, 8 kwietnia 2011

czwartek, 7 kwietnia 2011

mały miszmasz ostatnich kilku dni







W weekend była u mnie Basia. Bardzo się cieszę, że w końcu odwiedziła mnie w Lublinie! Szkoda tylko, że nie było pogody.. tzn.. była ! ale i tak zmarzłyśmy siedząc za teatrem andersena i oglądając panoramę przez kilka godzin w nocy.:*
Tydzień był męczący, referaty, sprawdziany, poprawy sprawdzianów, szukanie książek w bibliotece, załatwianie i inne cuda wianki. Ale już przyszedł weekend. Mieliśmy wracać do domu,
ale D. popsuło się coś w aucie, więc chyba zostaniemy w Lu.
Zrobiłam dziś pyszną zupę krem. Żurek Chrzanowy. Mój wymysł z którego jestem bardzo dumna. Haha! Było bardzo smacznie muszę sobie przyznać. I podobno zgraja chłopców, których Damian zaprosił na degustację, też pochwaliła moją zupę. Czuję się kulinarnie spełniona!

Kupiłam sobie kubeczek. Wypatrzyłam, już go kilka dni temu, i nie mogłam spać po nocach myśląc o nim. Musiał być mój. Piękny, praktyczny i na maksa lansiarski. *mimo, że bez logo starbucksa! haha !* Ale na prawdę.. zazwyczaj rano nie zdążam wypić kawy. Zaparzam sobie, a potem już stojąc w kurtce i butach, popijam troszkę i wybiegam z mieszkania bo orientuję się, że jestem już spóźniona. I potem po pierwszych czy których tam zajęciach szukam już automatu, bo padam ze zmęczenia.




*korzystamy ostatnio z D. z jednego komputera, bo w moim popsuła się ładowara. Czasem znajduję mini-niespodzianki takie jak ta -klik- *

no i trochę muzyki na koniec -klik- -klik-



niedziela, 3 kwietnia 2011