piątek, 20 lipca 2012

!!!

Zjawiska atmosferyczno-astronomiczne na niebie nad lipcową Widuchowską.
 
SĄ I ONE!!! ;-) Muszę się streszczać z tą biografią Chagalla bo już mnie rączki świerzbią!


środa, 18 lipca 2012

wczoraj.



Wczoraj był dziwny dzień. Było okrrropnie zimno! Było zachmurane i padał deszcz. Taki drobny i gęsty.  Brr. Wystarczyło, że na moment wyszło się na zewnątrz i było się przemokniętym do suchej nitki. Siedziałam w domu i marzłam! Założyłam ciepły kombinezo-dres w nordyckie wzroki, zrobiłam sobie wielki kubeł kakao a i tak miałam zimny nos! Obejrzałam norweski  film pt. "Podróżuję sam" z 2011 roku (-klik-) drugą część "Człowieka który pokochał Yngvego" o którym pisałam z pół roku temu. Druga część jest równie ciekawa i poruszająca. No i na dodatek potwierdziła mnie w tym, że mam słabość do rudych chłopców. haha! Im było później, niebo rozjaśniało się coraz bardziej aż w końcu koło 20 wyszło słońce, a razem z nim tęcza.

wtorek, 17 lipca 2012

proszę o wsparcie! : )

Nadszedł taki czas, że muszę poprosić swoich czytelników o wsparcie! : ))
Biorę udział w konkursie na przepis na blogu bluespoon.blox.pl


mój przepis to drożdzówki (kiedyś publikowałam ten przepis na swoim blogu!)

-KLIK DO NOTATKI I STRONY GŁOSOWANIA-

Byłabym bardzo wdzięczna za głos oddany na przepis nr. 1 - drożdzówki
 (na samym dole pod notatką w linku możliwość oddania głosu!)

z góry bardzo dziękuję!
BUZIAKI!

poniedziałek, 16 lipca 2012

książki, książki, książki.



Tak jak napisałam w którymś komentarzu. Planuję pod koniec wakacji zdać relacje i napisać krótkie osobiste recenzje na temat książek, które przeczytam w te wakacje. Póki co, właśnie skończyłam czytać drugą. Reszta czeka na mnie woreczku. ( + dwie jadą do mnie z pocztą polską)

w kolejności w jakiej są na zdjęciu
1. P. Coehlo - Jedenaście minut (skreślone bo przeczytane)
2. J. M. G. Le Clezio - Diego i Frida
3. J. Wilson - Marc Chagall
4. K. Grochola - Nigdy w życiu!
5. L. Weisberger - Diabeł ubiera się u Prady
6. V. Tasso - Dziennik Nimfomanki
7. K. Kessey - Lot nad kukułczym gniazdem
8. W. Somerset Maugham - Malowany Welon
9. M. Szwaja - Nudziara (skreślone bo przeczytane)
 +
10.  E. Jeffrey - Przekleństwa Niewinności
11. J. Lindsay - Piknik pod Wiszącą Skałą

Zróżnicowane? Tak! żeby się zamykać i nie znudzić. Dużo? Może zdążę. Postawiłam sobie cel, będę się go trzymała! (W kolei *prawie* Transsyberyjskiej na Krym będę miała dużo czasu! haha!)

I trochę ładnej muzyczki przed pójściem spać:

 -klik-  -klik-  -klik-  -klik-

PS. Dostałam się na architekturę Krajobrazu, jeśli ktoś gdzieś jeszcze nie doczytał, bo nie jestem pewna czy w samej notatce o tym już wspominałam : )

niedziela, 15 lipca 2012

Virgin Suicides vs. Picnic at Hanging Rock

Virgin Suicides - Mój jeden z ulubieńszych (jak nie ulubiony) film od kilku dobrych lat. Po raz pierwszy oglądałam go w wakacje, po drugiej klasie liceum ,u mojego kuzyna w Gdyni po jakiejś imprezie. Wszyscy byliśmy już jednak nietrzeźwi i umęczeni. Jak zorientowałam się, że wszyscy w około, na ziemi, na fotelach, kanapie już śpią, to i ja odwróciłam się w drugą stronę i poszłam spać. Od tej pory cały czas początkowe sceny z tego filmu kołatały mi się po głowie. Aż do momentu aż film odnalazłam! Było to chyba po klasie maturalnej, albo już na pierwszym roku studiów. Znalazłam ten film i spokojnie obejrzałam go sama. Zrobił na mnie wielkie wrażenie! Potem obejrzałam go z Damianem,  z dziewczynami na praktykach i z resztą Basią chyba też! Ten film mogę oglądać w nieskończoność. Za każdym razem uwielbiam do niego wracać!

Wczoraj obejrzałam "Piknik pod wiszącą skałą". Sam tytuł filmu, kiedyś obił mi się o uszy. Dwa dni temu moi rodzice pojechali na krótki urlop i jestem w domu sama.  Wczoraj w południe poszłam na strych przejrzeć naszą domową wideotekę. Przeglądałam filmy i na bok odkładałam te, które będę mogła tego wieczoru obejrzeć z D. Odłożyłam małą wieżyczkę płyt, zeszłam na dół i zaczęłam grzebać po filmweb, żeby zobaczyć oceny, sprawdzić o czym dokładni dany filme jest, kto poleca a kto nie. Pomyślałam, że obejrzę właśnie "Piknik...", zanim przyjdzie Damian, bo on pewnie nie byłby zainteresowany takim dziewczyńskim filmem z sielskim i "malarskim" zdjęciem na okładce. Była gdzieś godzina 16. Po przeczytaniu opisu na opakowaniu płyty byłam już pewna, że chcę go obejrzeć:
 "Tajemniczy. Niesamowity. Mistyczny. A nawet - pogański! Takimi epitetami krytycy i widzowie obdarzali film Weira wkrótce po jego australijskiej premierze w sierpniu 1975 roku i kolejnych premierach na innych kontynentach. Brytyjska publiczność była oczarowana na poły surową i monumentalną, na poły romantyczną i emocjonalną wizualizacją dzikiego australijskiego krajobrazu - jednego z najważniejszych bohaterów filmu. (...) Amerykańska widownia doceniła przede wszystkim atmosferę grozy i pierwiastek fantastyczny w australijskiej opowieści. (...) Dzieło zostało uznane wkrótce za jedno z najwybitniejszych osiągnięć kina australijskiego, weszło do kanonu kina fantastycznego, a na coroczne pokazy filmu organizowane w plenerze - pod wiszącą skałą- w Walentynki, ściągają setki miłośników wielkoekranowej tajemnicy."

Senny, eteryczny, oniryczny i baśniowy i ogromnie tajemniczy - kinem fantastycznym bym go nie nazwała. Miłośnicy zbiegają się walentynki, ponieważ 14. II. 1900 - to dzień w którym rozgrywa się akcja filmu. Gwoli sprostowania i wyjaśnienia.

Oba filmy mają nieprawdopodobny, trzymający w napięciu klimat.  W obu filmach bohaterki sa odrealnione. Nie potrafią żyć w rzeczywistym świecie i zamykają się w tym stworzonym przez siebie. W świecie przepełnionym koronkami, różowymi tasiemkami, marzeniami, poezją, suszonymi kwiatami i dziewczyńskimi gadżetami. Nie udaje im się żyć w tym świecie i w tym otoczeniu. Dla dziewczyn z Virgin Suicides jest to rodzinny dom wymagający, konserwatywni rodzice, a dla bohaterek australijskiego filmu - pensja, oschłe opiekunki i sposób wychowania przez instytucję. Ujęcia,  zdjęcia, sceny z Virgin Suicides do złudzenia przypominają sceny "Pikniku..". Sophia Coppola niezaprzeczalnie inspirowała się tą produkcją przy tworzeniu swojego filmu. W obu filmach, sceny są jak ruchome obrazy i w obu czuć podczas oglądania to gorące, ostre, silne i jaskrawo-żółte światło. W obu genialna jest muzyka.

Mimo, że wczoraj oglądałam film po godzinie 16, byłam strasznie.. nie wiem.. zaniepokojona? wystraszona? Po prostu dawno nie byłam tak poruszona, dawno przy filmie aż tak nie biło mi serce i mimo, że film ma z pozoru przeciągane długie i senne sceny, to niesamowicie trzyma w napięciu.

 Usypiając sceny kołatały mi się przed oczami i po tym jak się obudziłam było to samo. Nie mogę się doczekać, aż obejrzę go kolejny raz, tylko tym razem boję się oglądać go sama. Następnym razem chcę obejrzeć ten film w jakimś towarzystwie. Może poczekam, aż Basia wróci z Francji. 


O Rany! Jak ja Wam POLECAM oba te filmy!
 W stu procentach całą sobą!



 Picnic at Hanging Rock/ Piknik pod Wiszącą Skałą (1975)
-klik1-   -klik2-   -klik3-
 


 





Virgin Suicides / Przekleństwa Niewinności (1999)
-klik1-   -klik2-   -klik3-



 

 




Ps. Oba filmy są na podstawie książek. Obie ksiązki przed chwilą zamówiłam na allegro.
1. Eugenides Jeffrey - "Przekleństwa Niewinności"
(lub "Samobójczynie" w zależności od tłumacza)
2. Joan Lindsay - "Piknik pod wiszącą skałą"

piątek, 13 lipca 2012

lubię.

1.Lubię wszystkie pory roku.
Lubie wiosnę, lato, jesień i zimę. Nie potrafię zdecydować którą porę roku lubię najbardziej. Zawsze jak zbliża się ta kolejna, to już ze zniecierpliwieniem na nią czekam.

Zimą lubię śnieg, klimat świąt, grube swetry i skarpety, grzane piwo, przyprawy korzenne i nordyckie wzroki. Lubię skrzypienie śniegu i kakao, czapki z pomponami i szaliki dobrane pod kolor rękawiczek i zarumienione od zimna nosy i policzki. Żele pod prysznic, balksamy do ciała i perfumy lubię waniliowe, kokosowe i czekoladowe. Im słodziej i bardziej ciasteczkowo tym lepiej.

Wiosną lubię to, że wszytsko jest zielone. Ma się poczucie, że cały świat budzi się do życia, Na drzewach widać pączki kwiatów, zza resztek śniegu wychylają się krokusy i przebiśniegi. Uwielbiam moment jak po raz pierwszy słyszę jak ptaki śpiewają! Można ubierać się coraz lżej. Jak budzę się rano jest już jasno a nie ciemno, a w świat jest jakiś taki bardziej optymistyczny.

Lato! To już w ogóle! Ciepłe noce przegadane do świtu! Błękitna woda w morzu!  Chodzenie wzdłuż brzegu morza na boso, zachody słońca! Japonki, szorty, kostiumy kąpielowe i marynarskie motywy. Kąpiel w jeziorze i to jak włosy po takiej kąpieli, uwilnione z cebulki, są pofalowane i w swoim tempie schną na słońcu! Jak nadchodzi lato nagle uwielbiam kolor niebieski. Całe lato mogłabym jeść tylko bób, fasolkę szparagową, gotowaną kukurydzę i świeże owoce. Truskawki, Czereśnie, Maliny!

A Jesień? Po letnich upałach lubię to że jesienią można ubrać co się chce, nie trzeba myśleć o tym, że trzeba ubrać kurtkę albo że nie można ubrać za dużo, bo za gorąco. Makijaż wreszcie nie spływa! Wczesna jesien to idealna pogoda na jeansy i t-shirt. Na krótkie spodenki i sweterek, na sukienkę z długim rękawem. Jesienią mam ochotę na styl 'szkolniacki'. Ubrania wybieram musztardowe i brązowe. Uwielbiam szaliki zalożone do swetrów jeszcze bez kurtki. Złota jesień jest przepiękna, chodzenie chodnikiem zasypanym kolorowym dywanem i jeżdżenie rowerem drogami wsród deszczu z liści! Przez dłuższy czas swojego życia uważałam tę porę - wczesną jesień, za moją ulubioną porę roku. Wieczory są coraz dłuższe, za oknem pada deszcz a ja uwielbiam patrzeć przez okno, gdy za nim jest plucha i cieszyć się z tego, że w domu jest przytulnie i ciepło.

Lubię wszytskie pory roku.


2. Lubię przyglądać się ludziom.
 Czasem, gdy potem kogoś z tych osob, które kiedyś obserwowałam poznaje, ta osoba mi mówi: "Myślałam, że coś do mnie masz. Tak się na mnie patrzyłaś..!" A ja po prostu lubię. Patrzę na ludzi jadąc w autobusie. Patrzę jak są ładni, jak są interesujący, jak robią coś ciekawego, lub jak robią coś, co też jest w moim zwyczaju. Patrzę na ludzi którzy dziwnie się zachowują, ale to nie dlatego, że coś mi w nich przeszakadza, bo równie uważnie przyglądam się starszemu panu siedzącemu na przeciwko i przystojniakowi przechodzącemu obok. Często wymyślam sobie historie. Na przykład.. jak widzę osobę starszą myślę, co robiła podczas wojny. Kto bliski jej zmarł, czy była w Polsce, czy pracowała. Czy spełniły się jej plany życiowe, czy jest szczęśliwa?

Lubię odgadywać uczucia nieznajomych osób. Pamiętam w Londynie w Walentynki, całą drogę w metrze w kierunku Piccadilly obserwowałam chłopaka który siedział na przeciw mnie i uzupełniał kartkę walentynkową. Coś tam skrobał, coś główkował. Na końcu skleił kopertę swoim językiem na sklejeniu narysował krzyżyk a na drugiej stronie napisał fantazyjną czcionką napisał imię dziewczyny (chyba Sophie) i podkreślił je zamaszystymi piętrowymi supełkami po czym wyciągając kopertkę na długość ręki spojrzał z odległości na swoje dzieło przymrużonymi oczami, otworzył torbę i schował Walentynkę w bezpieczne miejsce. Zamknął torbę poprawił skarpetki wystające z butów, podwinął jeansy, pozawijał również rękawy koszuli. Składał kilka razy kurtkę która leżała obok niego i ogólnie wyglądał na pedanta. Bardzo zestresowanego pedanta. Robił wszytsko bardzo powoli i dokładnie. Całą drogę z tego Hounslow przyglądałam się mu. Całe 45 minut, bo wsiadł na tej stacji co ja i wysiadł na tej co ja.  Potem dopiero pomyslałam, że pewnie czuł na sobie mój wzrok i zrobiło mi się trochę głupio. 

Czasem jak widzę jakąs biedną osobę, bezdomnego, albo jakiegoś osiedlowego pijaczka który idzie z psem, to patrzę na tego psa, a potem na niego, potem znów na psa i uśmiecham się do właściciela. Prawie zawsze tak robię. Sama nie wiem czemu, ale mam zawsze wrażenie, że zrobi się im miło, że zwróciłam uwagę, nie tylko na to kim jest ale na to, że ma psiego przyjaciela.

 Lubię patrzeć jak ktoś jest ładnie ubrany. Wtedy to już w ogóle!  Lubię się przylądać jak ktoś jest poprostu  ładny. Patrzę na ładną dziewczynę i myślę.. "ta to ma szczęscie". Patrzę na jej makijaż, na włosy. U chłopców to już szkoda gadać. Jak jest przystojny to patrzę jak głupia! Lubię patrzyć jak ktoś uśmiecha się do siebie, i to, że ten ktoś jest zadowolony dodaje mi jakoś energii.
 Lubię porównywać wzrost przechodniów do mojego wzrostu. Na przykład widze, że jakaś dziewczyna zbliża się w moją stronę z naprzeciwka i myślę.. kurczę.. ale wysoka.. ciekawe czy jest wyższa ode mnie, cały czas ją obserwuję, aż do momentu jak się mijamy i wtedy następuje moment porównania, czy jestem wyższa czy niższa. hah! Ciekawi mnie to jak mój wzrost wygląda  w porównaniu do budynków, wiat przystankowych, znaków i innych ludzi, a z mojej perspektywy cieżko to określić. Boże to strasznie głupkowate ale tak mam! Kiedyś koleżanka, wybijając mnie z zadumania powiedziała z uśmiechem: " Ej! Co się tak na mnie lampisz?", odpowiedziałam, że nie wiem, że robiłam to nieświadomie, no co ona odpowiedziała: "Wiem.. już kiedyś zauważyłam, że tak masz". Zrobiło mi się strasznie głupio!

Lubię się przyglądać i już. Czasem wyobrażam sobie klatki zdjęć jak ktoś coś mówi, czasem patrząc na jakąś scenę podkładam sobie w głowie muzykę i tworzę teledysk. Dobra.. może nie będę się już pogrążała. Lubię przyglądać się ludziom szczególnie tym obcym. Lubię i już.


Dobra. Koniec z tym zawstydzającym "co lubię" na dziś.  Może kiedyś jak mnie weźmie na rozmyślanie i postanowię to gdzieś zapisać to nastąpi ciąg dlaszy.

czwartek, 12 lipca 2012

kolejne foto-story z ostatnich leniwych dni i parę zdań.

Zanim pojadę na Krym jestem w domu. Uwielbiam siedzenie w domu rodzinnym o czym chyba już nie raz i nie dwa wspominałam. Kilka dni temu wróciłam z Lublina, pojechałam tam jeszcze na egzamin wstępny z rysunku na Architekturę Krajobrazu  (jutro wyniki!). Przed wejściem na sam egzamin trochę spanikowałam słysząc rozmowy otaczających mnie osób: "noo.. moja koleżanka z rysunku to..", "ja byłam w technikum cztery lata na profilu architektonicznym" "wolę rysować na takim a nie takim  bloku, bo ten to to, a ten to to". Pomyślałam: "No to ładnie!" Przecież ze mnie jest kompletny laik! Nigdy w życiu nie uczyłam się rysować! Ale jakoś przebrnęłam. Nie do końca jestem zadowolona z prac które oddałam, trochę zżarł mnie stres i cieszę się, że finalnie nie podarłam kartki przed oddaniem, bo takie myśli przechodziły mi przez głowę.  To strasznie głupie, ale  jak rysowałam szkic pierwszej pracy, i rozejrzałam się dookoła, stwierdziłam nieskromnie w myślach "o cholera! jestem najlepsza ze wszystkich". Może to niezbyt ładnie z mojej strony wygadywać takie rzeczy, ale na prawdę, jako historyk sztuki z wykształcenia, z prac które mój wzrok obejmował mój szkic był narysowany najlepszą kreską, haha! Potem było gorzej. Jak zaczełam wypełniać szkic, zmieniać ołówki, cieniować, wtedy wyszło szydło z worka. Prace "osób z gorszą kreską" wyglądały trójwymiarowo, a moja praca robiła się coraz większą ciapają. Bo jak źle dobrałam ołówek, do drugiego planu, bo był za gruby i za miękki, to pierwszy plan musiałam zrobić jeszcze grubszym i  byłam coraz bardziej w ciemnej D. Może ktoś doceni mój domniemany potencjał i kreatywność i pomyśli, że światłocienia, perspektywy i prawidłowego korzystania z ołówków to mnie jeszcze nauczy.  MAM TAKĄ NADZIEJĘ!

Te kilka dni (bo przyjechałam w czwartek a egzamin miałam we wtorek) spędziłam u E., która w tak zwanym "międzyczasie" miała dwudzieste trzecie urodziny (STO LAT, STO LAT ♥).  Bardzo cieszę się, że przyjechałam wcześniej i mogłam z nią spędzić trochę czasu. Opalałyśmy się, szykowałyśmy E. na wesele na które się wybierała, szopingowałyśmy, kąpałyśmy się w jeziorze, piłyśmy wino i jadłyśmy fasolkę szpargową. Już bardzo tęskni mi się za moimi dziewczynami z Lublina i przeraża mnie fakt, że przez całe wakacje nie będziemy się widziały. A E. muszę jeszcze troszkę powiercić dziurę w brzuchu o zdjęcia to coś pewnie zamieszczę z naszego leniuchowania.




Jagody. Puszysty omlet z jagodami. Mój i mojej mamy hit sezonu.


Wczorajsze czytanie przed snem. W te wakacje obiecałam sobie przeczytać całą masę książek. Nie ważne czy to będzie babskie romansidło, jak wyżej przedstawione, czy momentami głupkowaty i zbyt patetyczny Paulo Cohelo, czy ostatnio owiany sławą Stieg Larsson. Będę czytała dużo i na co mi tylko przyjdzie ochota. A że książki na półce mam ułożone kolorystycznie to - do wyboru do koloru! haha! : )


ulubiony tarasik. Nic tylko się wylegiwać w marynarskich klimatach!;d

Dwie kolejne piosenki tych wakacji:

środa, 4 lipca 2012

wakacje rozpoczęte

 









(bohaterka 2 teledysku podobno podobna do mnie?)

Girls Just Want To Have Fun !!!


Tytuł notatki po pierwsze kojarzy mi się z Cyndi Lauper i jej kultową piosenką. To na pewno. Po drugie z wieczorem, chyba już po maturze,z tym jak z Basią siedziałyśmy na dachu bloku na osiedlu generała Andersa. Opowiadałam Basi moje życie i piłyśmy tanie wino o smaku gumy do żucia i czerwonego kisielu. (Dokładniej o smaku wiśni- na co wskazywała nazwa trunku, ale jaki to był smak tego nikt nigdy się nie dowie. Bądź co bądź teraz siedzę skrzywiona przed ekranem na samą myśl o nim! haha) Opowiadałam Basi swoje życiowe wzloty i upadki, historie szalone i szalone mnniej. Wszystko to po to, by nadrobić stracony czas bez Basi w moim życiu! haha! Ale nie o tym miało być. Miało być po drugie.. po drugie, hasło z tytułu notatki kojarzy mi się z butami które basia miała wtedy na sobie. Ja miałam czerwone podkolanówki i czarne szmaciakowe trzewiczki na klamerkę, a Basia różowe połyskujące balerinki, które na wkładce, bardzo ładną czcionką, miały napisane właśnie to hasło: Girls Just Want To Have Fun. Od wczoraj, (po trzecie!) będzie mi się kojarzyło z niesamowicie miłym wieczorem spędzonym z Polą i B.

Nie chce mi się opowiadać wszystkiego po kolei. Więc całość w dużym w skrócie - Siedziałyśmy na tak zwanych skałkach- najwyżej (albo i nie) położonym miejscu w naszej rodzinnej miejscowości. Cały czas, mimo upału - grzmiało, błyskało się, wiał niepokojący wiatr i deszcz powolnie pokrapywał wielkimi kroplami. My w każdym razie, miałyśmy w nosie krzyki i ostrzerzenia ("UCIEKAJCIE DZIEWCZYNY! TU NAJBARDZIEJ WALI!") spacerowiczów uciekających przed burzą. To nie zwiastowało nic dobrego. Postanowiłyśmy jednak nie poddać się gdyż z wielką precyzją przygotowałyśmy się do sesji zdjęciowej. Przyniosłyśmy mnóstwo gadzetów (balony, latawiec, konfetti, tabliczki, bla, bla, bla) i pół garderoby i nie chciałyśmy tego zmarnować. Miałyśmy mnóstwo chęci i eneregii. Wlewając w siebie wciąż orzeźwiające piwo, biegałyśmy boso coraz mniej trzeźwe po pagórkach od czasu do czasu chowając się pod parasolem. Finalnie wylądowałyśmy w moim pokoju przy herbacie z pigwą, młodymi chrupiącymi marchewkami, pieczywem czosnkowym i oczywiście całą gromadą przestraszonych zwierząt. Jednak wielka burza złapała nas zanim dotarłyśmy do domu. W między czasie byłyśmy także gośćmi miłej pani sprzedawczyni i jej nietrzeźwego klienta z ulicy Stawowej, który próbował towarzyszyć nam w naszych dyskujsjach i ochoczo przytakiwał! haha! Wstyd się przyznać, ale mamy za sobą picie piwa w obskórnym sklepie.

To wszystko w wielkim skrócie!
Podsumowując chciałam jeszcze bardzo podziękować ślicznej Poli za miły wieczór i zdjęcia, które nam zrobiła, a przy okazji przeprosić ją za moje nachalne, i zbyt aktywne w nocy zwierzęta! Basia jutro nad ranem wyrusza w podróż na zachód i bógwiekiedy się zobaczymy a póki co, załączam do notatki zdjęcia przypadkowo stworzoną plejlistę z tego wieczoru:

1. NEW ORDER- Blue Monday- klik
2. SALT-N-PEPA- Push It- klik
3. TECHNOTRONIC- Pump Up The Jam- klik
4. M.I.A.- Bad Girls- klik

5. EDWARD SHARPE & MAGNETIC ZEROS- Home- klik
6. CYNDI LAUPER- Girls Just Want To Have Fun- klik



 Ps. TAK! Ja też żałuję, że nie ma Poli na żadnym zdjęciu! ( -blog Poli- )

niedziela, 1 lipca 2012

blablabla

Kłamstwem by było jakbym na pytanie 'co tam u Ciebie?' odpowiedziała: 'a niccc..'. Od kilku dobrych dni, jestem historykiem sztuki z czwórką na dyplomie. Najprawdopodobniej jadę na Krym za niecały miesiąc. Zwiedzać dziką przyrodę Ukrainy i kąpać się w błękitnym morzu. Składam papiery na drugi kierunek. Na Historii Sztuki kontnuuję magisterkę i chce zacząć Architekturę Krajobrazu. Muszę przejść przez rekrutację i egzamin wstępny. Mam nadzieję że mi się powiedzie i że  w tym momencie nie zapeszam. Z Damianem kilka dni temu stuknęło nam 6 lat, i równie niedawno zrobiłam sobie nowy tatuaż. Teraz siedzę w pustych ścianach naszej kawalerki i pakuję cały otaczający mnie. Wyprowadzamy się z mieszkania. Koło 15-tej przyjdzie właściciel rozliczyć się z nami i odebrać klucze. Potem to wszytsko spakować do auta, kierunek dom i wakacje! W sumie nie mam czasu żeby pisać tą notatkę bo mam masę rzeczy do  ogarnięcia, od kurzu pieką mnie oczy i gardło. Mam nadzieje się z tym jak najszybciej uporać!