piątek, 10 stycznia 2020

fantomowy ból


Tak sobie myślę, że Wenecję lubię tak jak Lwów. Pewnie za zakątki, i ludzi żyjących codziennym zyciem w tych tłocznych niby turystycznych ale przytulnych miastach. Za życie na dziedzińcach i klatkach schodowych. Za kwiaty na balkonach. I tu i tu można natknąć się na codzienne życie, i tu i tu można szybko na ulicy zjeść coś pysznego i napić się pachnącej kawy. Za to że w bocznych uliczkach między fancy knajpeczkami, mozna spotkąc jakieś oldschoolowe złoto - kolorową, klejącą się miejscówkę lokalsów. I tu i tu z Sewerynem spałam w hamaku w centrum miasta. Myślę, że temperamenty ukraińskie i włoskie są trochę podobne. Z mojego punktu widzenia. 

Mówią, że Wenecja zatonie a do Lwowa dobiegnie w końcu front. Żyjemy na skraju życia świata.


Wenecja, lipiec 2016. / Konica, Ilford

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz