piątek, 26 grudnia 2014

*





















Pierwszego dnia świąt byłyśmy u Mai na cyklicznym już corocznym spotkaniu. Stwierdziłyśmy że za 20 lat, będziemy zostawiały w święta na jeden dzień rodzinę żeby spotkać się we cztey z czterema butelkami wina, żeby kultywować naszą tradycję.

 Drugiego dnia świąt rano spadł śnieg na który wszyscy tak czekali. Spałyśmy z Basią w pokoju gościnnym u Mai w domu. Rano obudziłam Basię piskiem bo za oknem tarasowym zobaczyłam olbrzymie płatki śniegu, (nazwałam je wielkimi śnieżnymi skrzepami lecącymi z nieba - Basia śmiała się, że to bardzo Baudelairowskie stwierdzenie). Ogromie się ucieszyłam. W końcu święta ze sniegiem! Tego nie było o lat!

Od Mai poszłam do domu, chwila na zebranie się i całą rodziną pobiegliśmy na świąteczny obiad u babci. Ku mojemu zdziwieniu mimo, że dla całej rodziny była pieczeń na drugie i rosół na pierwsze, nie musiałam po raz kolejny tłumaczyć babci, że mimo, że rosół nie jest kawałem mięsa to nie zjem go. Że przecież gdyby nie mięso to by go nie zrobiła, że dziękuję ale nie, że zjem sam makaron i nie nie chcę, żeby babcia zwilżała mi o wodą z rosołu. Babcia specjalnie dla mnie zrobiła dla mnie zupę wiśniową. Och! Mistrzostwo świata!

Przy stole tak jak to w święta.. zaczęły się wspomnienia. Mama powiedziała, że nigdy nie zapomni, jak w dzieciństwie w elemenatrzu była jedna czytanka przy której był rysunek choinki. Mama wspominała, że wtedy dla niej to była  najpiękniejsza choinka na świecie. Że parzyła na nią jak na coś niedosiegalnego , najpiękniejszego i najlepszego. W przypływnie wspomnień babcia też postanowiła opowiedzieć historię pewnej choinki. Była okupacja, ona miała z 8-9 lat, jej mama nie miała ani siły ani nastroju na przygotowanie swiątecznej choinki. Jej brat poszedł na front. Był okres przedświąteczny. Babcia widziała, że we wszytskich domach jest już choinka, tez chciała mieć choinkę w te święta. Wzięła siekierkę taty, którą rąbał drewno na opał. Jedyną siekierkę w domu i poszła do lasu. Śnieg stał i był mróz. Słońce chyliło się ku zachodowi. W lesie dziewięcioletnia dziewczynka znalazła odpowiednie drzewko. Mała zgrabna choineczka. Wycięła ją. Mówi,że starała się robić to jak najciszej bo bała się gajowego, który w tym zimowym przedświątecznym okresie jest najbardziej uczulony na ten właśnie dźwięk. Wzięła je ze sobą, pod pachę siekierkę i zaczęła iść w stronę domu. Nagle usłyszała kroki. Kroki nie gajowego, ale psa gajowego.Wielki pies na wysokich nogach. Stanął przed nią i zagrodził jej drogę. Babcia słyszała kolejne kroki, właściciel psa się zbliża. Rzuciła na ziemię siekierkę i drzewko i okrężną drogą pognała do domu. Był już wieczór wiedziała, że zaraz tata będzie szukał siekierki, to była jedna siekierka. A trzeba rozpalić w piecu. A przecież idąc na wyprawę nie pochwaliła się rodzicom co planuje. Odczekała chwilę i pobiegła w to samo miejsce. Choinka i siekierka leżały w tym samym miejscu gdzie je zostawiła. Pewnie gajowemu żal się zrobiło, jak zobaczył jakie dziecko przyszło samo po choinkę na święta. I postanowił zostawić wszytsko tak jak leżało. Babcia przyszła z choinką do domu, przystroili ją ciasteczkami z piekarnika, jabłkami z piwnicy i łańcuchem. Papier zwiniety w kokardeczkę, kawałek słomki, koralik, kawałek słomki, znów kokardeczka, znów kawałek słomki, koralik, kawałek słomki i tak dalej... I to wszytsko nanizane na nitkę.

1 komentarz:

  1. Ile książek! Jak zwykle zdjęcia zachwycają! Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń