poniedziałek, 10 grudnia 2012

Chris Isaak - Wicked Game.

Ktoś wrzucił na fejsbuka, a ja  słucham. Już któryś raz z rzędu. Bardzo lubię tę piosenkę.

Jest nagrzane więc w mieszkaniu mamy 14,5 stopnia Celcjusza. Jak jest nagrzane żeliwnym piecem stojącym na środku pokoju. Wielką krową.  Z ust i tak leci para. ZIMNO. Wiem, ale można się przyzwyczaić. Leon służy za dodatkowy darmowy, mruczący termofor. Śpimy w grubych pidżamach i pod dodatkowymi kocami, w miluśkich ciepłych skarpetach. W dzień po mieszkaniu chodzę w polarowym kombinezonie w śnieżynki i robię często ciepłą herbatę. Tak jak pisałam Można się przyzwyczaić. Niedawno zaczęła się jedna z moich ulubionych pór roku! (Jedna z czterech! ;-D) Na dworze jest przepięknie. Padający śnieg sprawia, że chce mi się żyć. Chce mi się rano zjeść ładne śniadanie i wypić ciepłą herbatkę. Chce mi się ubrać podwójne skarpetki, majtki które na gumce mają brokatową czcionką napisane "I'm dreaming for a white christmas", śliczny sweter i czapkę z pomponem. Uwielbiam się patrzeć przez okno jak pada śnieg. No po prostu uwielbiam. (Leon ma to po mnie) I mimo, że troszkę nie wyrabiam na dwóch kierunkach (to jest chyba opcja dla osób bardziej poukładanych, odpowiedzialnych i przede wszystkim MĄDRZEJSZYCH (!) ode mnie! Ale staram się i nie poddaję!), terminy mnie gonią, a tygodnie mijają bez opamiętania. Ja wciąż nie mam tematu pracy magisterskiej, z tygodnia na tydzień mam coraz więcej zaległych rysunków do oddania i coraz więcej nieobecności na tak zwanych "wykładach obowiązkowych" a moje życie towarzyske trochę kuleję. To (przypominam że myśl zaczynała się od "I mimo...") mam bardzo dużo energii i chęci. Zaczęłam pić stuprocetowy sok pomarańczowy na śniadanie i kawę mieloną, po zajęciach chodzę do Natalii do Lulu, na gorącą herbatę, poplotkować na ekstra-babskie tematy i w końcu wrócić umierając z zimna, odprowadzając Natalię na nocny, zostać skuszoną przez okropny Makdonalds i strefę niskich cen, wpisać kod do klatki, otworzyć drzwi  przytulić się do moich chłopaków czekających w ciepłej flanelowej pościelce w renifery.

Teraz siedzę z kieliszkiem białego wytrawnego wina, zdjęłam Leona z pieca (żeby się nie roztopił!), włączyłam sobie po raz pierwszy w tym roku świąteczną płytę She&Him. Takie tam leniwe zimowe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz