piątek, 17 sierpnia 2012

oko taty.

Skałki - tak potocznie jest nazywane piękne miejsce w Busku Zdroju o którym już nie raz pisałam. Miejsce w którym zazwyczaj z Basią przesiadujemy w wakacje. Miejsce gdzie mamy zrobionych sto tysięcy zdjęć (ostatnie zdjęcia z Jeremiaszem, zdjęcia w neonowych koszulkach z Basią i dużo dużo wcześniejszych ). Górki, dużo zieleni, daleko od centrum miasta. Po prostu. Tak na prawdę jest to po prostu Rezerwat Przyrodniczy "Zimne Wody",  jedna z atrakcji turystycznych Buska Zdroju  haha! To gwoli wstępu.

Wczoraj Maja napisała do mnie koło godziny piętnastej, czy nie mam zdjęcia oka w dużym zbliżeniu. Zaczęłam przeszukiwać grafikę google i już chciałam Mai coś wysłać. Ale Maja potrzebuje praw autorskich. No to mówię, że mogę wziąć obiektyw do zdjęć macro i mamę. Wyjść na dwór do ładnego swiatła i mama może zrobić zdjęcie mojemu oku w dużym zbliżeniu. Potem mogę wysłać jej zdjęcie i dać prawa autorskie gratis. Ale Maja, że nie. Że chce jasne oko. Zielone albo niebieskie. No to mówię, że mogę wziąć tatę. U mnie w domu tylko tata i Neska (pies, Husky) mają jasne śliczne niebieskie oczy. Mimochodem dodałam, że może byśmy się dziś spotkały i poszły na skałki. Basia miała przyjechać, jednak jej droga powrotna się przeciąga chyba nie przyjedzie to chociaż my możemy we dwie kupić wino i posiedzieć na skałkach wziąć koc i poleżeć. Popatrzyć na gwiazdy bo są sierpniowe noce i gwiazdy spadają jak szalone. Ale jakoś Maja nie podłapała tematu a ja poszłam robić sesję zdjęciową oku taty. Oczywiście mój aparat nie chciał przyjąć obiektywu. "Error99", którym rozsławiłam się na Krymie, dawał znać, że niestety pięknych zbliżeń nie będzie. Zrobiłam zdjęcia normalnym obiektywem. Tata był wymagającym modelem, który szybko tracił cierpliwość, denerwował się, śmiał i dokuczał. haha! Zdjęcia wysłałam Mai mejlem i dodałam krótką notatkę "i pomysl nad tą dzisiejszą nocą spadających gwiazd?! BYŁOBY SUPER! Chillout,  Bez zobowiązań! haha;*". I tyle.

Wyłączyłam komputer i wyszłam czytać książkę na taras. Skończyłam czytać relaksującą "Nigdy w zyciu" Grocholi i zaczełam czytać książkę "Agatha Raisin i ciasto śmierci" - którą mama kupiła z jakąś gazetą.  Po jakimś czasie wróciłam przed komputer i Maja przywitała mnie wiadomością "no to o której się widzimy?" i od słowa do słowa postanowiłyśmy, że śpimy na skałkach! Że Maja bierze namiot, że bierzemy śpiwory, koce, termos z herbatą, kanapki, że po drodze kupimy alkohol. Nigdy jeszcze na skałkach nie spałyśmy. Pomysł dlatego obie przyjełyśmy z radością i byłyśmy strasznie podekscytowane. Obie śmiałyśmy po dwóch stronach swoich monitorów planując co i jak.  Nagle w ferworze emocji, dostaję wiadomość od Basi. WRÓCIŁA! JEST W POLSCE! JEST W BUSKU! ♥
Szybko wyskrobałam jej smsa z informacją co dziś robimy i że koniecznie musi iść dziś z nami na tę kolację połączoną ze śniadaniem pod chmurką! Już przed oczami migały mi sceny! Jak będzie fantastycznie! Będziemy przekrzykiwały się opowieściami naszymi z Krymu i Basi z jej Euro-tripu! Byłam tak ciekawa! marwtwiłam się tylko, że po kilkudniowym powrocie stopem w ciasnym tirze,  B. będzie chciała w końcu położyć się w ładnej pościelce w ciepłym pokoju i pogadać z mamą przed snem. Ale że Basi drugie imię to przygoda, to oczywiście nie mając ubrań (bo wszytsko w praniu po podróży) z suszarką w ręce doprowadzała ubrania do porządku i pisała, że jak najbardziej. Nie obyło się oczywiście bez komplikacji, ale już po 21 byłyśmy wszytskie w Majowym aucie piszczałyśmy z radości i śmiałyśmy się tak, jakbyśmy były już pijane.

Nasze ulubione miejsce na skałkach było już zajęte, ale z koszykami wypchanymi trzema wytrawnymi białymi winami, śpiworami na plecach mini-latarką w ręcę parłyśmy przez "krzory" do przodu w poszukiwaniu miejscówki. Jednak pierwszy ciepły dzień od duższego deszczowego czasu dał się we znaki i kilka osób spotkaliśmy na naszej drodze. W końcu zasiadłyśmy. Koło drzewa rozłożyłyśmy termiczny koc i urządziłyśmy ekspresowy pokoik. Maja pamiętała o wszystkim wzięła mini-laterenki na podgrzewacze które powiesiłyśmy na gałązkach drzewa i które pomagały naszym oczom przyzwyczaić się do mroku. Otworzyłyśmy pierwsze wino i tak do trzeciej, czwartej godziny jak zadzwoniłyśmy do Kuka, obudziłyśmy ją, weszłyśmy do śpiworów, umościłyśmy sobie miejsca i (oczywiście finalnie Maja namiotu zapomniała) pod chmurką, zanim wyszło słońce spałyśmy jak trzy kiełbaski jedna koło drugiej pod drzewem. A ja pod swą piersią jak prawdziwa matka polka zebrałam wszystkie cenne rzeczy z koca (aparat Basi i wszytskie trzy telefony) i przytulałam się do nich w moim zielonym śpiworze.

O siódmej się przebudziłyśmy otaczała nas mgła, a na Basi swetrze (chyba moherowym?) osiadła rosa! ♥ haha! Po godzinie jak już się obudziłyśmy  na dobre - na wpół pijane na wpół na kacu napiłyśmy się jeszcze gorącej miodowo-cynamonowej herbatki z pigwą z termosu, wróciłyśmy do domów i wciąż 'na wpół pijana na wpół na kacu' piszę tą nieskładną notatkę już drugą godzinę.


A wszystko zaczęło się od zdjęcia oka mojego taty...

PS1. Spodnie jeszcze nie przyszły. Czekam czekam i czekam
PS2. Tak samo czekam na zdjęcia, żeby zrobić krymską notatkę. Ale to już wkrótce. Tak sądzę! : D
PS3. Dostałyśmy od Basi HAPPY PILLS z Barcelony! Na 'messy hair day' i żeby widzieć różowe chmurki w brzydkie dni. Mają piękne pudełeczka z różowym krzyżykiem  a same 'pigułko-cukierki' są we wszystkich kolorach świata! Coś prześlicznego! Mamy dla Basi równie kolorowy prezent niespodziankę z naszych podróży! : )) -więcej o happy pills-

2 komentarze:

  1. Czytając to, aż mi się mordka uśmiechała :) Zazdroszczę takich spontanicznych przyjaciółek. Moje by na pewno nie dały się namówić na noc pod chmurkami... O, nie nie :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ się sympatycznie czyta twoje posty, człowiek się czuje, jakby był blisko i znał Was wszystkie

    OdpowiedzUsuń