No więc mam taką jedną przypadłość. (oprócz tych, których nie udało się ukryć we wszytskich poprzednich notatkach)- Uwielbiam książki kucharskie. No uwielbiam. Jakimś super-hiper kucharzem też nie jestem, chociaż bardzo się staram *trening czyni mistrza*. Uważam, że gotowanie jest to umiejętność, którą powinna posiąść każda kobieta i przy każdej możliwej okazji staram się samodzielnie coś przygotować i eksperymentować co przeróżnie się kończy *ostatnie zatrucie pokarmowe*. Lubię książki kucharskie, najbardziej te z ładnymi obrazkami, zachęcającymi do skosztowania. Chodzenie między półkami z produktami spożywczymi zajmuje mi nie mało czasu! Spaceruję, wypatruję na co mam ochotę w głowie ukladam przepis i szukam pozostałych składników na sklepowych półkach. W gazetach lubię rubryki o gotowaniu tak samo jak i blogi kulinarne. Fascynuje mnie sposób w jaki niektóre kobiety gospodarują czasem - mają rodzinę, pracę i czas by upiec pieczywo, zrobić cisteczka i smakowity dwu-daniowy obiad z deserem, ładnie podać, zrobić dobre zdjęcia i wrzucić na bloga. Uwielbiam ładnie podane jedzenie! Wydaje mi się , że to połowa sukcesu. Uwielbiam jeść Ale co lubię najbardziej..? Co jest moją przydłością..? -Książki Kucharskie dla dzieci! Poprostu je uwielbiam! Sama mam kilka w swojej kolekcji, ale jak wchodzę do empiku, albo marketu na dział książęk zawsze wypatrzę jeszcze taką ,która mnie zainteresuje. Dlaczego je tak lubię? Są bajeczne. Zawsze jakas krótka historyjka, pomysł na ciekawe podanie, proste i dające efekt przepisy. Napisane i wytłumaczone wszystko- krok po kroku, tak że po prostu musi się udać. Zaglądam do nich praktycznie każdego dnia. Proszę się spytać D.! Zawsze jak któreś z nas zgłodnieje otwieram każdą z książek po koleji aż do momentu jak znajdę coś, co zaspokoi akurat występujący głód. Tak w ogóle to wszystko zaczęło się w te wakacje. Od kompletu trzech książeczek, ktore moja mama kupiła z myślą, iż przydadzą się jej w pracy (nauczycielka klas 1-3 w podstawówce) Ja jednak po przejrzeniu, książki skonfiskowałam. I tak się zaczęło. Teraz opróćz tych w/w trzech mam trzy kolejne. Uff.. No to się przyznałam.. ;-)
Urocza przypadłość, muszę przyznać. :)
OdpowiedzUsuńBędąc wczoraj z M. na Ursusie też długo stałam nad książkami kucharskimi :) i za 5zl mam nową książeczkę :) aa miałam w dzieciństwie Książkę Kucharską Kubusia Puchatka, jakie było moje rozczarowanie gdy to co zrobiłam było inne niż u Kubusia na obrazku :(
OdpowiedzUsuńpa- bo na obrazkach to oni korzystają z tajemniczych receptur i chwytów, których nie zdradzają. Ja do takich wniosków dochodzę. ;-)
OdpowiedzUsuńwow,sweet :D
OdpowiedzUsuńhahah! no Marcysia, w przypadku knedelków to naprawdę musiał być jakiś megatajemniczy chwyt ;D
OdpowiedzUsuńooodpisz na sms jak jesteś w busku :)))
OdpowiedzUsuńCzytam już Twojego bloga dość długo bo właściwie od czasów, gdy byłaś jeszcze na bloblo czy jak się tam nazywał ten portal:) Ciekawie piszesz - tak, że chce się czytać co tam u Ciebie słychać:)(nie czuję, że rymuję:)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńP.S Knedle dobre wyszły?:)
Kamila
marlenka cśś!
OdpowiedzUsuńKamila: no właśnie stąd ten śmiech Marlenki, bo nie wyszły. ALe użyłam złej mąki, za krótko blenderowałam i cały czas się chichrałyśmy i byłyśmy niepoważne! Knedle nie mogły wyjść dobrze;-) PS. Mam nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas zatrzymam Twoją uwagę na moim blogu;-) Pozdrawiamm;*