Pięknie. Któregoś dnia, w czwartek, o godzinie dziewiętnastej nie miałysmy planów na wieczór. Ani ja ani Madzia. Nie mamy pracy. Nie mamy pieniędzy. Co by tu robic? Karolina która siedziała w Opium, załatwila sobie w 15 minut zatępstwo i już po dwudziestej stałyśmy z reklmówką kajzerek i Lechem Shandy w ręce na wylotówce w kierunku Warszawy. Ja, Amelia, Madzia i Karolina. Z planem napicia się piwa nad Wisłą i powrotu jak zacznie świtac. Piwa się nad Wisłą napiłyśmy i o trzeciej jacyś chłopcy podrowadzili nas na autobus miejski który doprowadził nas do wylotówki. O siódmej rano byłyśmy w Lublinie, rzuciłysmy się na łóżko. Budzik nastawiłam na 17:30 bo na 18:00 miałam do pracy.
Jadąc wtedy do Warszawy, myślalysmy.. hmm.. a możeby tak gdzies dalej? Zdążymy? Co fajnego dzieje się w Polsce za darmo teraz? Woodstock! Ale nie zdążymy dojechac do Kostrzyna i spowrotem a i ja i Madzia miłyśmy pracę w piątek. Dzień później. Ale za to.. Obie mamy wolną sobotę i niedzielę. W sobotę o 10 rano stałyśmy już z plecakami, swetrami, trzydziestoma złotymi w kieszeni, bez namiotu, bez dokumentów za to z przygodą w duszy. Na woodstocku byłam raz. W 2008 roku! Miałam jeszcze 17 lat. Czemu by nie zobaczyc jak to teraz wyglada? Pierwszy kierowc który nas zabrał, były tirowiec. Miał cały wór historii w zanadrzu. Nie przestawałysmy sie śmiac. Zabrał nas aż z Lublina do Piotrkowa Trybunalskiego. Pół Polski z nim przejechałyśmy. Cały czas się z nas śmiał "Dziewczyny, ja znam te drogi, ja jestem kierowcą! Dotrzecie tam na 23:00! Kostrzyn! Haha!" "Wyszly o 10 na wylotówkę! Jak dojedziecie to ludzie już będą wracali z Pola festiwalowego z bagażami na plecach". Trochę się martwiłysmy. To fakt. Ostatni koncert na dużej scenie był o 2 w nocy. Nawet nie mamy namiotu, nie mamy gdzie spac. Mimo wszytsko w rozmowach z nim upierałysmy się, że zdażymy przed zmrokiem. Że 20:30 jest nasza. Że wraz z zachodem słońca wejdziemy na Pole Festiwalowe. Śmiał się i podał swój numer prosząc o esemesy gdzie w danym momencie jestesmy. Powiedział, że jest ogromnie ciekawy jak nam pójdzie ta traska. Po chwilii zaproponował zakład. Powiedział, że często jest w Lublinie w sprawach zawodowych więc będziemy mogli go sfinalizowac.
- Jak mówicie? O której będziecie w tym Kostrzynie?
- JAK BĘDZIE ZMIERZCHAŁO. DWUDZIESTA TRZYDZIEŚCI. -Odparłysmy zgodnie
- Okej w takim razie, jak dojedziecie a będzie ciemno to ja wygrywam zakład. O co się zakładamy?
- O zgrzewkę Milky Way'ów. Wyślemy Ci ememesem zdjęcie tabliczki Kostrzyn nad Odrą z wjazdu do miasta, na tle zachodu słońca.
-Stoi. Ja chce od Was przysłowiowe piwo.
Nakręciłyśmy się. Mknęłysmy w stronę północnego-zachodu jak małe motorki. Piotrków-Wieluń-Wrocław-Zielona Góra-Krosno Odrzańskie. Przy każdym przystanku nasz pierwszy kierowca dostawlal raport. Z Krosna jakiś człowiek podwiózł nas do miejscowosci oddalonej o 30 km od samego Kostrzyna. Zaczął padac deszcz. Mamy godzinę dwudziestą. Nie traciłyśmy nadziei. Zatrzymuje się mężczyzna. "Wsiadajcie, zapnijcie pasy. Na woodstock? Ja jadę tam po swoje dzieci." W samochodzie błysk. Pan w modnej kurteczce w lśniących okularkach. Pomyslałam "Oho.. będzie się tak wlekł, że o mały włos przegramy zakład." Nie chodziło ani przez chwilę o te milkiłeje. Ale konkurencja, strasznie mnie motywuje i nakręca. Marzyłam o tym, żeby wgrac ten zakład. Zaczął się rozpędza. Po wiejskich dróżkach jeździł z prędkością 130 km na godzinę włączył Led Zeppelin i opowiadał o tym jak 20 lat temu grał na głównej scenie na Jarocinie. Zdązyłyśmy. Dokładnie jak zaczynło zmierzchac, niebo robiło się różoww a na zegarku wskazówka zaczynała wskazywac wpół do, dotarłysmy do celu. Wysłałyśmy ememesa i pobiegłysmy na pole festiwalowe. Milon ludzi. Straszny tłok bałgan i zamieszanie.Znalazłysmy wioske Krishnowców. zjadłyśmy ich magiczne jedzenie, stanęłysmy w kolejce po piwo. Po godzinie oczekiwania w kolejce pełnej spoconych punków i usmiechniętych lametujących dredmenów, z czteropakiem lechów szukałysmy miejsca gdzieby tu siąśc. Po całym dniu podróży odpadały nam nogi od łażenia, plecy od bagaży i ręce o wystawiania kciuka. Postanowiłyśmy znaleźc namiot ASP. Już zamknięty. Jest 22. Festiwal już prktycznie się skończył. Siadłyśmy w pobliżu namoitu na górce, Oparlysmy się o świecący napis Master Card, który widniał na górce jak kultowy napis Hollywood w Ameryce. Całą scenę miałyśmy tam z góry jak na talerzu, widziałyśmy kotłujących się ludzi i piękne niebo nad głową. Muzykę słyszałyśmy idelnie. Jak w amfiteatrze, dźwięk pięknie się roznosił. Miejsce było idealne. Tak blisko burzy a tak bezpiecznie. Siadłysmy na jednym ponczo, drugim się przykryłyśmy. Otworzyłysmy piwko. Właśnie zaczynał się koncert Manu Chao. Idealnie. Po chwili, po kilku łykach piwa i kilku piosenkach oparłysmy głowa o głowę i usnęłysmy. Na drugi dzien rano, po toalecie w kultowych zapchanych już ostatniego dnia kranach, stanęłysmy na wylotówce gdzie metr po metrze przed nami i za nami stały setki autostopowiczów. Niesamowity widok ;-). Na trasie złapała nas Policja na autostradzie i wręczyła nam mandat i nie pomagały wytłumaczenia, że nas tu wysadzili, że nie chciałyśmy. W Poznaniu oprócz policji zlapała nas też burza, dzięki której poznałyśmy Dawida, z którym już od w/w Poznania razem podróżowałysmy do do Warszawy. Z Warszawy dostałysmy się już busem do Lublina i o 6 rano następnego dnia po pełnej problemów podróży byłyśmy już w domu.
Tydzien temu siedzę w pracy jest godzina 23. Dostaję sms od kierowcy z Piotrkowa. Jak się nazywa knajpa w której pracuję. "Cafe Lulu, Orla 8". Za godzinę w drzwiach Lulu stanęła znajoma twarz ze zgrzewką Milky Way'ów pod pachą. Gratuluję wygrałyscie zakład. Ja już muszę jechac. Cześc. Pudło z osiemdziesięcioma batonami połozyl na barze i wyszedł.
W tydzien po woodstocku byl trwający tydzien festiwal filmowy w Kazimierzu. "Dwa Brzegi", gdzie tez dwa razy jak znalazlysmy chwilę pojechalyśmy na koncerty i filmy.
Te wakacje są na prawdę kompletnie nie zaplanowane przy tym bardzo wyjatkowe. Szukanie guza i tarapatów okazało się byc moją specjalnością. Mam wspanialych przyjaciół i poznaje świetnych ludzi.
Co chwile w moje życie wchodzi nowa świeżośc czy w postaci nowej pracy w Centrum Kultury - świeżuteńka sprawa (ze starej pracy w Lulu nie zrezygnowałam! Apeluję!), Czy w postaci nowej wariatki w mieszkaniu - Siemasz Karola. Adaptera w kuchni który umila śniadania i nocne gadaniny. Świeżośc w postaci nowych ludzi, wspaniałysch przyjaźni i przystojnych chłopców. A ja żyję sobie z dnia na dzień. W głowie mam tysiące pomysłów i chyba mimo wszystko, jestem bardzo szczęsliwa.
Tak, kąpiąc sie w Wiśle ze słonecznikiem pod pachą spędzam te ostatnie letnie dni.
Marsiku, jesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńWow, co za przygody! Gratuluję odwagi w jeżdżeniu stopem i byciem taką spontaniczną! Przeczytałam wszytsko jednym tchem. Odzywaj się tutaj częściej ;)
OdpowiedzUsuńoboże, oboże, oboże, jak super, nowa notka!!! Marcysia, wspaniałe przygody, bardzo zazdroszczę... nigdy nie jechałam stopem, jestem chorobliwie planująca a spontaniczność jest mi obca ! wąsaty pan w średnim wieku pośrodku pustkowia i moja wyobraźnia podsuwa tylko same złe zakończenia tej sytuacji hahah! bardzo Cię podziwiam i cieszę się niesamowicie że w końcu coś napisałaś! <3 całusy
OdpowiedzUsuńProsimy o fotorelację ! :))
OdpowiedzUsuńObiecaj, że będziesz z nami częściej!
OdpowiedzUsuńobiecuję się postarac
Usuń:)
Czy Dawid z Poznania jeździ BMW? :D
OdpowiedzUsuńA.
Dawid poznny był w Poznaniu, ale był z Warszawy.
UsuńI nie jeździ Bmw tylko stopem, haha! ;D
Myślałam, ze to moj Dawid!! Jest z Poznania i ostatnio wiozl autostopowiczki ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A